Persymona czyli owoc Sharon (Sharon Fruit)

  Należę do grona osób ciekawych świata. Można by nawet powiedzieć: ciekawskich. Zadaję pytania, próbuję, dociekam, analizuję. Lubię wiedzieć dlaczego. W kuchni również jestem ciekawa nowych doznań. Lubię eksperymentować i smakować nowych rzeczy. Nie zawsze spotyka się to z aprobatą Przyszłego Męża - wielkiego fana schabowego z ziemniakami (po dwóch wspólnych latach z górką również kupy surówek i gotowanych warzyw). Raz na jakiś czas kupuję też produkt, którego wcześniej nie próbowaliśmy. Z tych - moim zdaniem - bardziej egzotycznych próbowaliśmy już cherimoya aka custard apple (polska nazwa, pewnie niewielu znana "flaszowiec peruwiański", budyniowe jabłko) i dragon fruit aka pitaya zwany smoczym owocem lub truskawkową gruszką. Żadne z nich nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. Dziś spróbowaliśmy persymony zwanej również sharon fruit, owoc kaki. Mnie trafił się dość dojrzały egzemplarz, z kilkoma ciemnymi plamami i mogę powiedzieć z pewnością, że smakował lepiej, niż owoc, który dostał mój syn. Moja persymona była bardziej miękka, słodka, o lekkim posmaku orzecha i wanilii; twardszy owoc smakował jednak bardziej jak gruszka z lekką nutą orzechową. Zachęcam do spróbowania :) Owoc wygląda tak:

 W UK napis na opakowaniu informuje: JEŚĆ JAK JABŁKO ;D

  A więcej o jego właściwościach dowiecie się z linka poniżej ;)

  Muszę wspomnieć również o postępach w moich zmaganiach. Dziś, na kuchennej szafce zawisła lista rzeczy do odhaczenia. Jest na niej prosta tabelka z zadaniami: 1) szklanka wody z cytryną (pita na czczo), 2) ćwiczenia, 3) proszek zasadowy, 4) 8 szklanek wody dziennie, 5) 1200 kcal, 6) żadnych słodyczy; 7) zabiegi pielęgnacyjne (kremy wyszczuplające, masaże, peelingi), 9) spalacze tłuszczu i witaminy. Przewidziania jest punktacja. Maksymalna ilość zdobytych punktów to 17 w ciągu dnia (każda szklanka wody to 1 punkt; reszta pozycji  - po jednym punkcie). Dziś zdobyłam 10. Poległam na kaloriach, słodyczach (uwielbiam lody-rożki z tesco), zbyt małej ilości wody i częściowo na zabiegach antycellulitowych. Jest nad czym pracować! Mam za to mnóstwo energii do ćwiczeń i nie muszę się do nich zmuszać. Jest wręcz odwrotnie - jeśli coś sprawia mi trudność, przykładam się bardziej, by wreszcie wykonać określoną sekwencję poprawnie/w całości/bez zadyszki ;D Napawa mnie to dumą :) Serio, jakkolwiek bardzo cenię wsparcie bliskich, tak moja własna satysfakcja, jakoś... hmm... no bardziej mnie satysfakcjonuje! Zakupiłam też tabletki pomocne w spalaniu tłuszczu. Polecone przez kolegę. Zobaczymy, czy poprawią moje wyniki. Przydałoby się również coś na ograniczenie apetytu i łakomstwa na słodkości. Posty na forach internetowych jakoś przestały być dla mnie wyznacznikiem skuteczności. Nigdy nie wiesz, czy ktoś poleca ci produkt, bo był z niego zadowolony, czy masz do czynienia z bezczelną reklamą w miejscu, gdzie być jej nie powinno. Przynajmniej nie bezpośrednio. Czekam więc na sugestie :)

  Kiedy dopada mnie "nie teraz - za chwilę" mode, przypominam sobie hasło z koszulki:

DON'T QUIT - KEEP FIT
;)

Komentarze