Słowo się rzekło

    Dlatego też jestem za to słowo chwytana. Motywuje mnie to niezmiernie i napawa wielką wiarą, że tym razem się uda. Jestem uparta i zawzięta. Ale też niekonsekwentna. Jak to możliwe? A właśnie możliwe, kiedy się nie wierzy we własne możliwości. Brak wiary odchodzi jednak w zapomnienie, gdy zewsząd słyszę: "czytam twojego bloga", albo "napiszesz dziś kolejną notkę?". No dobrze, nie słyszę tego zewsząd, raczej sporadycznie (póki co), niemniej jednak jestem zmotywowana przeogromnie! Cieszy mnie również to, że coraz większe grono osób dzieli się ze mną swoimi zmaganiami i sukcesami! :) Dziękuję, kochani :) Naprawdę dużo to dla mnie znaczy.
  Kilka dni temu dotarła do mnie przesyłka z Polski z płytami i książką Ewy Chodakowskiej. Zamówiłam "Skalpel 2 i Szok Trening" oraz "Skalpel wyzwanie". Do tego książkę z przepisami "Przepis na sukces Ewy Chodakowskiej", do której dołączona jest płyta z ćwiczeniami na brzuch. Owe ćwiczenia na brzuch są zabójcze. Zabójcze dla tkanki tłuszczowej w okolicach talii, ale nie tylko. No przyznaję, że nie dałam rady. Zdecydowanie muszę nadrobić zaległości kondycyjne, by w całości wykonać ten piętnastominutowy trening. Poza tym dziś zorientowałam się, że "Skalpel 2" dostępny jest za friko na youtube. Chyba więc wyrzuciłam trochę kasy w błoto. Nic to. Podobno, jak się trochę zainwestuje w gubienie wagi, to jest się bardziej zmotywowanym. No ja nie wiem. U mnie to chyba tak nie działa, bo pamiętam, jak kiedyś zapisałam się z przyjaciółką na siłownię. W planach miałyśmy 'water aerobic' dwa razy w tygodniu, a w pozostałe dni siłownię. Któregoś dnia przyjaciółka przestała ze mną uczęszczać na zajęcia. Kilka razy poszłam sama. A potem przestałam tam chodzić. Co nie przeszkadzało mi wciąż płacić za członkostwo przez kolejne dwa miesiące. Człowiek uczy się na błędach. Podobno ;) Ja po latach doszłam do wniosku, że jeśli zdecyduję się na aktywność fizyczną, to mogę ją uprawiać za darmo. Za każdym razem, kiedy zaczynam planuję więc zakup maty do ćwiczeń, ciężarków tudzież cięższego ekwipunku, ale zawsze na planach się kończy. Bo i zapał dotychczas dość szybko się kończył. Teraz postanowiłam przedsięwziąć kroki... (Tu gwoli wyjaśnienia: 1) lubimy się nagradzać; 2) warto się nagradzać za wysiłki; 3) nagroda motywuje do działania; 4) nagroda nie może być jedzeniem.). Postanowiłam regularnie nagradzać się za gubione kilogramy/centymetry (jeszcze nie postanowiłam szczegółów). I nagrodą będzie zakup drobnego sprzętu sportowego. Powiedzmy... co 4 kilogramy. Sama byłam zaskoczona genialnością tego pomysłu :D Mieć ciastko i zjeść ciastko ;) Ustawiłam również dwa słoiczki w kuchni. Jeden z nich zawiera kulki (pożyczone od mojego syna, Jakuba). Jest ich 22 sztuki. Wiem, że obiecałam sobie wagę 55 kg. Kulek jest o 5 więcej. To taki test, czy uda mi się schudnąć do wagi 50 kilo ;) Drugi słoik póki co jest pusty. Oby już niedługo ;)


  Pragnę również dodać, iż konsekwentnie ćwiczę/biegam (30-40 minut) z częstotliwością 5 dni w tygodniu, a dziś mój bilans kaloryczny wyniósł około 1500 kcal spożytych minus około 280 kcal spalonych ;) Ponadto kolejne postanowienie w kwestii ruchu brzmi, by przerwa pomiędzy dniami aktywnymi nie wynosiła więcej niż 1 dzień odpoczynku na 3 dni ćwiczeń.

  Dziś załączam link opisujący dobrodziejstwa wynikające z wypijania co rano, na czczo wody z sokiem z cytryny.
KLIK
  Pozdrawiam :)

 

Komentarze