Wyzwanie: dzień drugi.

    Dziękuję przeogromnie za wsparcie bliższych i dalszych mi ludzi, choćby za polubienia mojego posta, w którym się chwalę powstającym tu "dziełem" oraz CELEM W MOIM ŻYCIU. Wiem, że szczególnie mi kibicują dziewczęta, które przechodzą tą samą drogą - często przez lata, czasem całe życie. Każda wtedy myśli: "jeśli jej się uda, to i mnie musi". Nie ma się czego wstydzić, moje drogie, i ja tak myślę z zazdrością łypiąc okiem na koleżanki, którym się udało. I wówczas analizuję, myśląc: ee, pewnie to jej pierwsze odchudzanie, jej organizm poddał się temu łatwo, poszło jej jak z płatka. Albo: ona nie ma dzieci, ma czas na układanie jadłospisów, pilnowanie kalorii, regularne ćwiczenia. Lub też: wszystko jej się w życiu udawało, dlaczego więc to miałoby jej się nie udać. Znacie to? Może któraś z Was też tak kiedyś pomyślała? Otóż moje drogie, w każdym z tych zdań jest schowana WYMÓWKA. Jedyne z czym się zgodzę z powyższych, to, że każda z nas ma inne geny, metabolizm, organizm i jednej odchudzanie przyjdzie łatwiej, niż innej. Ale, to nie znaczy, że mamy się poddać! Czyż i tak każda z nas nie planuje, co ugotować rodzinie na obiad? Czy nie siedzimy na fejsbuku przeglądając PIERDOŁY co najmniej przez pół godziny dziennie? Ja tak. I serio, nie wiem jak to się dzieje, że siadam do komputera zrobić przelew na rachunki, a automatycznie loguję się do największego-pożeracza-czasu-zwanego-fejsbukiem i bezmyślnie kręcę kółeczkiem na myszce. Serio, nie raz mi się to zdarzyło. Rzecz więc tkwi w lepszym zarządzaniu czasem. W jednej książce o dążeniu do celu (której tytuł przytoczę innym razem) przeczytałam, że aby osiągnąć cel należy zrobić plan. Ale odwrócony, zaczynający się od osiągnięcia celu. Podobno wówczas bardziej realnie planujemy. Nie próbowałam tego sposobu, ale pewnie spróbuję. Inna interesująca sprawa poruszona w owej książce, to POZBYCIE SIĘ POCZUCIA WINY z powodu odkładania spraw na później. Kto choć raz pomyślał: poćwiczę jutro/w poniedziałek - ręka w górę. Oooo, ja to znam aż nadto dobrze. Zna to każdy, kto podchodzi pięćdziesiąt osiem razy do odchudzania. Książka mówi, że aby pozbyć się poczucia winy związanego z niewypełnieniem zadania, należy wpierw zaplanować sobie wypoczynek. Wtedy też jasno widzimy, że mamy czas i na obowiązki i na relaks. Wtedy też na pewno znajdziemy te pół godziny na ćwiczenia. I wówczas mamy świadomość, że po tym czeka nas coś miłego. Nie w postaci efektów za kilka tygodni czy miesięcy. Ale teraz, już za chwilę. I nie będzie to nagroda w postaci ciasta czekoladowego. Zafundujmy sobie coś naprawdę miłego, coś, co sprawia nam przyjemność ale nie zemści się na nas w postaci kolejnej fałdki na brzuchu.
  Kochani pragnę się pochwalić: poszłam wczoraj pobiegać :) Biegałam pół godziny, naprzemiennie z szybkim marszem i wytrwałam! Wiecie, ile się zbierałam do biegania? Ze dwa lata? Czułam się cudownie :) Dziś czuję zakwasy tak, że ledwie chodzę. Kończę kawę i idę biegać w ten cudowny, słoneczny, niedzielny poranek.
  Pamiętajcie: W GRUPIE SIŁA!
  Pozdrawiam serdecznie.

Komentarze

  1. Monia, czyta się Ciebie cudownie! Nie przestawaj! Ja zamiast biegania jadę dzisiaj na plażę, może mi się ten tłuszcz wytopi haha :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Monika, pamiętaj - SIŁA jest kobietą... wierzę więc, że dasz rade! ...bo jak nie my, to kto?... ;) działaj, idź do przodu... co tam idź, po prostu pędź do przodu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, dziewczyny :) Ściskam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz