Eksperymenty

  W zeszłą sobotę nie dotarłam na Body Combat. Z lenistwa. Tak, tak, wiem, nie pasuje do obecnej sytuacji, ale sprawa wyglądała tak, że posiedziałam do późna wieczorem i zwyczejnie nie chciało mi się wstać o 7. A o 7 wstać muszę, żeby zdążyć zjeść sniadanie lub wypić koktajl proteinowy i je przetrawić. Poszłam koło południa poćwiczyć cardio i zrobić na nowopoznanym sprzęcie trening obwodowy. Rankiem jednak (czyli, jak wstałam, koło dziesiątej...), już po wypiciu koktajlu i kawy (nie wiem, swoją drogą, jak wpadłam na cudowny pomysł, by to połączyć...), przypomniało mi się, że kiedyś, jak coś tam zamawiałam z jakiejś strony dla sportowców, to dostałam kilka próbek różnych specyfików. Poszłam więc na dół do kuchni, by zapoznać się z opisami substancji oraz sposobem użycia. Uwagę mą przykuła saszetka z wielkim napisem FAT BURN (;D). Zapoznałam się z opisem na opakowaniu, gdzie producent poleca brać kapsułki na czczo lub w dni treningowe również na godzinę przed treningiem. Pomyślałam, że to odpowiedni, czas, bo zamierzałam wkrótce wychodzić, więc bez zastanowienia łyknęłam dwie tabletki i wyrzuciłam opakowanie... Weszłam z powrotem na górę, usiadłam do komputera i postanowiłam jeszcze chwilę poczytać o czymś tam, o czym akurat czytałam. Po chwili poczułam uderzenie gorąca. Potem następne. Chwilę potem poczułam eksplozję w żołądku i już wiedziałam, że nie usiedzę na miejscu! Zacisnęła mi się szczęka i poczułam mrowienie na skórze. Byłam pobudzona, jak byk na rodeo! Pożegnałam się szybko z Siostrą, z którą akurat pisałam na portalu społecznościowym, przebrałam się i wyszłam na siłownię. Cwiczyłam prawie półtorej godziny, po czym wciąż nabuzowana wróciłam do domu. Nosiło mnie jak oseska, który dopiero co nauczył się chodzić! Coś niesamowitego! Przyszedł czas na obiad, a ja czułam, że nic w siebie nie wcisnę. Żołądek miałam zaciśnięty w supełek. Zjadłam odrobinę dla spokoju ducha, ale czułam się źle do końca dnia. Nawet, jak energia ze mnie zeszła, czułam, że coś poszło nie tak... Narzeczony, kiedy mnie zobaczył po powrocie z siłowni, wybuchnął śmiechem i postukał się w głowę na wieść o mej porannej mieszance koktajlu proteinowego, kawy i tabletek na spalanie tłuszczu tudzież dodających energii... Stwierdził, że każdy chyba musi nauczyć się na swoich błędach. Cóż, ostatecznie poczułam się lepiej po kebabie z frytkami i dwóch mojito :) Wiem, wiem, grzech przeogromny, ale tu traktowany jak lekarstwo :D.
  W niedzielę cały dzień leżakowania na kanapie. Nie, nie czułam się przemęczona codziennymi ćwiczeniami. Raczej rozkoszowałam się cudowną możliwością nicnierobienia, jak i delektowałam się tym, iż nie mam tego dnia kompletnie nic w planach :) Piękna sprawa, polecam!
  Wracając do FAT BURNERa... Znalazłam stronkę w internecie, po tym, jak zaproponowano mi z niej darmowy shaker :D Poszperałam, poczytałam opinie i recenzje i znalazłam jeden taki FAT BURNER - Warrior Blaze Reborn. Niby, że robi robotę. Zamówiłam próbkę. Tym razem będę się słuchała ulotki. Obiecuję. I wezmę jedną, JEDNĄ tabletkę na początek. I nie, NIE POPIJĘ JEJ KAWĄ.
  Dziś tematem nadrzędnym mojego internetowego szperactwa jest odpowiednie tętno podczas ćwiczeń, takie, by ciało robiło to, co sobie zaplanowaliśmy, czyli na przykład efektywnie spalało tłuszcz, lub budowało mocne, silne mięśnie. Przyznam, że czytałam pobieżnie rano, ale wrócę do owego artykułu ponownie i obliczę optymalne dla siebie tętno podczas ćwiczeń. OTO LINK DO STRONY. Pozdrawiam :)

Komentarze