Drugie dno - czyli o pielęgnowaniu znajomości bliższych i dalszych

   Okazuje się, że odległość mierzona w kilometrach to kwestia bardzo względna. To, co dla jednych jest blisko, dla innych jest oddalone o całe lata świetlne. Czy Twoi przyjaciele mieszkają daleko od Ciebie? Czy często się odwiedzacie? Czy tylko pamiętacie o wybraniu numeru telefonu w urodziny albo święta i zdawkowej wymianie zdań oraz życzeń, a na co dzień wystarcza Wam sam fakt ich posiadania?

   Kiedyś przeczytałam takie zdanie, że przeciętny mieszkaniec globu posiada w swym gronie około trzystu znajomych, Myślę, że obecnie, kiedy przemieszczamy się swobodnie pomiędzy poszczególnymi miastami czy nawet państwami (mam na myśli raczej przeprowadzki, niż podróże) oraz poznajemy tam nowych ludzi, to liczba ta może się nawet dość znacznie rozciągać. Nie bez znaczenia jest również fakt, iż w dobie internetu wiele znajomości zawiera się wirtualnie, co pomaga poszerzyć krąg osób, które znamy, a może raczej poznajemy. Ale nie o takich znajomościach chcę dziś napisać.

   Posiadam dużą łatwość w nawiązywaniu znajomości (poza internetem), co może dziwić ludzi, którzy pamiętają mnie jako dziecko, lub młodego podlotka i nie mieli ze mną styczności w późniejszym okresie mojej ewolucji, jako, iż w latach swej wczesnej młodości byłam bardzo nieśmiała i zakompleksiona. Przeszło mi to zupełnie wraz z wyjazdem do Wielkiej Brytanii, gdzie wyszłam z założenia, że skoro nikt nic o mnie nie wie, to mogę być kim chcę i w związku z tym postanowiłam być duszą towarzystwa :) Do dziś mnie zadziwia, z jaką łatwością mi to przyszło...

   Zwykle wychodzę z założenia, że sytuacje trzeba wykorzystywać do maksimum, wyciskać jak cytrynę, do ostatniej kropelki, więc jeśli czuję z kimś przysłowiową chemię i miło się rozmawia, to zawsze jest plan, by tę znajomość kontynuować, kultywować i pielęgnować, bo a nuż osoba stojąca naprzeciwko odegra jakiś znaczny epizod w naszym życiu. A może nawet zagra jedną z głównych ról! No przecież tego nie wiesz. I się nie dowiesz, jeśli nie będziesz otwarty na świat i ludzi, jeśli nie wykorzystasz okoliczności, i nie powiesz życiu wielkiego TAK.

   Chcę również wspomnieć o MEGA CHEMII, której doświadczyłam z kilkoma moimi przyjaciółkami, którą nazwałyśmy "miłością od pierwszego wejrzenia" :) Tego nie da się przeoczyć i TO jest wyjątkowe od samego początku :)

  I teraz tak: są osoby, z którymi już podczas pierwszego spotkania następuje przemiłe porozumienie i ja na przykład wiem, że fakt, iż całe towarzystwo było "pod wpływem" tylko ułatwił zawarcie znajomości ale o nim nie przesądził i kiedy umówię się z tą osobą na kawę (prawdziwą, nie przysłowiową ;) ), to będzie nam się rozmawiało tak samo dobrze, jak za pierwszym razem. A może nawet i lepiej, bo na trzeźwo można się lepiej poznać i więcej pamięta się z rozmowy :D Takich sytuacji miałam w życiu całe mnóstwo i właściwie dzięki takiemu spontanicznemu zapoznawaniu ludzi mam teraz wiele wspaniałych koleżanek, z którymi uwielbiam spędzać czas.

   Niezmiennie zastanawia mnie jednak jakie są kanony postępowania w relacjach damsko-damskich, jeśli chodzi o zakolegowanie się (albo raczej zakoleżankowanie). Co ile wypada pisać, czy dzwonić, żeby kogoś nie spłoszyć (zupełnie tak, jak z nowo poznanym facetem!)? Ja tego nie wiem, więc działam spontanicznie. A ponieważ kieruję się w życiu otwartością i czasem dziecinną naiwnością, to zwykle ja jestem tą, która wychodzi z wszelką inicjatywą. Zazwyczaj wydaje mi się, że mam zbyt wielu przyjaciół i znajomych, by dla wszystkich znaleźć czas, by się z nimi spotkać, i żeby pielęgnować tę relację, i że jakkolwiek nie będę się starała, to i tak ich wszystkich zaniedbam w ten czy inny sposób. Wówczas okazuje się, że nikt inny (lub prawie nikt) nie czuje tego, co ja i ludzie są wręcz zdziwieni moją przedsiębiorczością. I chociaż zwykle nie dają mi tego mocno do zrozumienia, to jednak wyczuwam to pytanie między wierszami:"ciekawe po co chce się spotkać/pisze?" Dotyczy to oczywiście ludzi, z którymi nie znamy się (jeszcze) jak łyse konie i nie do końća czasem wiemy, czego się po sobie nawzajem spodziewać.
    Kiedyś nie widziałam się z jedną z moich przyjaciółek przez kilka lat, bo rodzina, bo dzieci, u niektórych rozwód (u mnie :P) i się jakoś nie złożyło. A potem śniła mi się w nocy i zapragnęłam się z nią spotkać, i było tak, jakbyśmy widziały się tydzień temu, czyli tak, jak zawsze. I dla mnie to nie problem przejechać pięćdziesiąt kilometrów, żeby napić się z kimś kawy. Ale dla niektórych jest. I wtedy myślę sobie, że to chyba nie odległość jest przeszkodą, ale brak chęci (ci, którzy mają więcej, niż dwoje dzieci - są usprawiedliwieni ;) ). Stare, ale jare przysłowie, które mówi "chcieć, znaczy móc", jest tu, moim zdaniem, mocno na miejscu i zawsze bardzo na czasie. Jestem mistrzynią wymówek (ale tylko tych wymyślanych na potrzeby obietnic składanych sobie samej), więc wiem, co mówię.
   Potwierdzę również tezę, iż z wiekiem trudniej zawiera się przyjaźnie. Obserwując samą siebie, jak i bliskich mi ludzi dochodzę do wniosku, że za bardzo cenimy sobie własny czas, dzieląc go pomiędzy bliższą i dalszą rodzinę, pracę, obowiązki domowe i całą masę innych rzeczy, by marnotrawić go z ludźmi, z którymi nie mamy ochoty go marnotrawić. Po prostu. Ma być na sto procent, albo wcale. Jeśli mam przez kilka godzin słuchać farmazonów koleżanki o tym, jak wilgotnieje na widok co drugiego faceta oraz jak tęskni za swym byłym, do któego chyba jeszcze coś czuje, to jest to jeszcze w porządku. Serio, każda z nas potrzebuje czasem się wygadać. Ale jeśli potem na każdą wizytę do mnie ciągnie swojego obecnego faceta i udają związek, to mnie to już trochę męczy. Babskie plotki są w porządku, ale po porcji takich informacji już jakoś nie mam chęci spotykać się "w parach". Nie myślcie sobie, że ułożyłam sobie w głowie misterny plan, by otaczać się wyłącznie mądrymi i pięknymi ludźmi, żyjącymi w szczęśliwych relacjach (chociaż akurat wszystkie moje przyjaciółki są piękne i mądre :) ), by moje życie upływało w kolorowej i słodkiej sielance. Gdyby ktoś z bliskich mi osób zaplątał się w jakąś dziwną sytuację, to nie przestałby być mi bliski. Sprawa ma się zaś inaczej, kiedy nowo poznana osoba sprawia wrażenie mocno zagubionej życiowo i poniekąd mnie wplątuje w to swoje zagubienie, jakby częściowo obarcza odpowiedzialnością, oblepia mnie energią tej sytuacji, to nie jest to coś, na co godzę się z ochotą. Raczej będę tej osoby unikać. Dotyczy to również osób kompulsywnie udzielających porad, zwłaszcza na podstawie swoich własnych (zupełnie innych, niż moje) doświadczeń życiowych. Albo wampirów energetycznych, Pamiętam jedną parę, z którą utrzymywaliśmy bliski kontakt przez blisko rok, krótko po tym, jak zamieszkałam z (obecnie) mężem. Prawie zawsze po spotkaniu z nimi wybuchała między mną, a nim karczemna awantura. Faktem jest, że docieraliśmy się wyjątkowo burzliwie, ale pamiętam moment, kiedy uderzył mnie powód naszych kłótni. Nie wiem, czy ta osoba zdawała sobie z tego sprawę, że sieje zamęt, czy robiła to z premedytacją, by poczuć się lepiej. Albo, żeby jej związek wydawał się lepszy. Tak, to chyba to... Sporo czasu mi zajęło, żeby się odciąć, ale się udało. Kilka osób więcej zerwało z nimi wszelkie kontakty jakiś czas później.

   Wracając do przyjaźni, warto pamiętać, że nie są dane raz na zawsze. Wszyscy jesteśmy w jakiś sposób zabiegani, zajęci, mamy swoje problemy, które zaprzątają nam głowę. Warto jednak znaleźć czas na krótki telefon, czy choćby wiadomość. A każdy przyzna, że robi mu się miło, że ktoś bliski o nim pamięta. Warto dbać o to, co ma dla nas wartość. I otwórzcie się na innych ludzi na litość boską. Znajdźcie w sobie tę dziecięcą ciekawość. Wiecie, jak dzieci zawierają znajomośći? Podchodzą do innego brzdąca i z biegu pytają, jak ma na imię. Jakie to proste! Fakt, niejeden spojrzy na ciebie, jak na debila, ale przecież raz się żyje :). No i co cię interesuje, co myśli o tobie jakiś obcy typ? Nie masz nic do stracenia, a tyle do zyskania ;)

Gorąco pozdrawiam w ten zimny wieczór :)





fot. Łukasz Włoch

Komentarze

  1. Spadlas mi dzis z nieba,nie wiem,moze to zrzadzenie losu,a moze znak..? Od kilku dni roztrzasam sie nad kwestia przyjazni,czy warto podtrzymywac ja bez wzgledu na wszystko,na odleglosc,na zmiany? Po tych 10 latach na obczyznie `dorobilam` sie kilkoro przyjaciol,zastanawiam sie jak to do konca jest-czy te wieloletnie,jeszcze dlugo z Pl sa wartosciowsze,trwalsze,lepsze jakosciowo (jakkolwiek to brzmi) niz te zawarte tutaj-powiedzmy-te 2-3 lata wstecz? Czy te stare przyjaznie (akurat mamna mysli jeden konkretny przypadek) z wyrazna rysa,ktora gorzko wzarla sie w niteczke przyjazni jest warta jeszcze kontynuacji,bo -lub az-znamy sie jak lyse konie,od lat? Nie jestem w stanie zrezygnowac z pamieci o kims,kto cokolwiek znaczyl w moim zyciu,nie jestem rowniez w stanie wskoczyc na te same tory. Jestem w momencie,w ktorym musze zdecydowac. Twoj tekst przechylil szale na strone proby,chyba cos we mnie poruszyl,to cos,co dzis tak rzadko mozna spotkac,szczerosc w czystej postaci,sentyment i chyba wiare w ludzi. Abstrachujac-nadal czuje w sobie jakas wewnetrzna sprzecznosc z tym ocenianiem wiarygodnosci i `jakosci` przyjazni zawartych calkiem niedawno i te 20 lat temu. Moze przyjazn to po prostu pojecie wzgledne,moze nie trzeba tego rozkladac na czesci pierwsze tylko po prostu chlonac,isc naprzod,cieszyc sie drugim czlowiekiem,moze czas samo wszytsko zweryfikuje.

    Takie tam..luzne mysli na temat przyjazni.. Natchnelas mnie i jakos o czasie sie z tym tekstem pojawilas. Moze przyczyni sie to do tego,ze przyjazn odzyje,na pewno przyczynil sie do tego,ze dam szanse. Dziekuje za wskazowke,choc nieswiadoma :) Uwielbiam Cie czytac,to te znamienne minuty,kiedy czas sie zatrzymuje,zeby odetchnac,pomyslec,zastanowic sie,tylko dla mnie. Lubie sobie wygospodarowac ta chwile na kontemplacje swiata :) `Lubie ten stan` jak to Kacha spiewa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sentyment jest tu chyba słowem - kluczem 😊 Domyślam się, że jesteś typem analizatora, to zupełnie jak ja. Tylko czy przyjaźń jest kwestią, która wymaga kalkulacji? No właśnie, jesteśmy tylko ludźmi. Poza tym podświadomie unikamy (lub próbujemy naprawić) relacji, w których nie jesteśmy do końca szczęśliwi. Wiesz, ja bym mogła o każdej mojej wieloletniej przyjaźni napisać kolejny post - tyle się działo różnych rzeczy przez lata. Ale teraz jak patrzę wstecz, to wiem, że to wszystko musiało się wydarzyć. Każda taka relacja naznaczona jakąś rysą, kłótnią, czy wielkim "fochem" staje się silniejsza. W niektórych wypadkach sprawia to szczerość, której mogło trochę brakować wcześniej. W innych właśnie sentyment. Bo czy warto przekreślić tyle wspólnych chwil i przegadanych godzin z powodu błahostki. Serio, większość powodów, dla których zaczęliśmy żywic do kogoś jakiś uraz to NIC w porównaniu z tym, co przeżyliśmy razem i co zbudowaliśmy przez lata. Inna sprawa, kiedy druga strona się wycofuje. Wtedy zostają nam tylko wspomnienia. Ale i to warto cenić. Powodzenia w naprawianie relacji i dzięki ogromne ca ciepłe słowo 😊 pozdrawiam serdecznie ☺

      Usuń
  2. ...chyba zaraz do Ciebie zadzwonie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ❤️ Wstawiaj czajnik zaraz bede ��

    Całuje. Do niedzieli kochana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kawa czeka. Gdzie jesteś? 😊😀 całusy kochana 😘

      Usuń

Prześlij komentarz