Bądź na TAK - o stereotypach słów kilka

   Ładna, to pewnie głupia. Starszy pan z dużo młodszą partnerką - sponsor i jego prywatna prostytutka (albo laska, która jest z nim dla kasy). Codziennie chodzi do kościoła - dewotka. Kobieta, która ma czworo dzieci - patologia i nie umie korzystać ze środków antykoncepcyjnych. Młody chłopak na kierowniczym stanowisku - wspiął się na plecach kogoś z rodziny. Matka, która pracuje zawodowo, na pewno zaniedbuje dzieci. Wszystkie te stwierdzenia łączy jedno. To stereotypy. Można by je mnożyć, a wynikom nie byłoby końca. Warto jednak zastanowić się trochę głębiej nad tym, co sprawia, że oceniamy drugiego człowieka w try miga, tak naprawdę nic o nim nie wiedząc.
 
   * * * 

  Kiedyś poznałam pewnego mężczyznę, z którym połączyła mnie pewna relacja. Zanim relacja się rozwinęła, mieliśmy za sobą przegadane setki godzin. Kluczowy w tej historii jest fakt, iż osobnik ów podczas jednej z pierwszych rozmów podał mi na tacy odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie od lat pytania dotyczące egzystencji i tożsamości. Sprawa nie byle jaka. Było to tak niesamowite, że pamiętam dokładnie, jak ze zdziwienia coraz bardziej opadała mi żuchwa i pamiętam następujące potem niesamowite poczucie ulgi, bo chociaż w moim życiu nie zmieniło się absolutnie nic, a moja przeszłość również tkwiła w mej pamięci w niezmienionej wersji, to nagle świat pojaśniał, bo ja poznałam odpowiedzi na wszystkie moje "dlaczego?". Dość dawno doszłam do wniosku, że informacja jest dla mnie źródłem ukojenia i dlatego zewsząd zaczęłam jej szukać. I nie chodziło mi wcale o zdobywanie wiedzy powszechnej czy zgłębianie jakichś nauk. Chodziło mi zawsze o relacje i o człowieka, a ja chciałam o nim wiedzieć jak najwięcej. Fascynowały mnie mechanizmy kierujące naszym postępowaniem, jak i związki przyczynowo-skutkowe. Różnice w sposobie myślenia u różnych płci, czy przeżywanie emocji. To, jak pewne wydarzenia wyciskają piętno w naszym życiu i jak człowiek nieświadom swej siły jest w stanie podźwignąć się po wielkich tragediach. To, jakich człowiek dokonuje w życiu wyborów i dlaczego. Jak często na nasze decyzje mamy wpływ my sami, a na ile jest to wzór z naszej przeszłości, który powielamy, lub instynkty podpowiadające nam, jak działać? Fascynujące!

   Ponieważ psychologią interesowałam się od dawna, miałam już pewną wiedzę w tej dziedzinie, a na pewno miałam świadomość wielu zachodzących procesów w moim otoczeniu. W sprawie mojego własnego życia również mogłam poniekąd postawić "kropkę nad i" otrzymując wówczas kilka wyczerpujących informacji, do których mogłam się odnieść. Przymknęłam zatem ten folder, oznaczając go, jako sprawę właściwie rozwiązaną. Wówczas poczułam się wręcz jak istota wyższa, która posiadła pradawną wiedzę magów i odtąd połyskuje złotym blaskiem od bogactwa tej mądrości. Zaczęłam wszystko analizować. Wszystko i wszystkich. I chociaż nie władałam biegle terminologią naukową, to zawsze rozumiałam co się dzieje i potrafiłam jakoś to nazwać. Doszłam do perfekcji w obserwowaniu ludzi i potrafiłam ich całe życie zamknąć w dwóch zdaniach - wierzcie lub nie - zwykle bardzo trafionych. Im bliższa relacja, tym dokładniejsza analiza.

    Analizy robiłam dla siebie, napawałam się swoją wiedzą i czułam się trochę, jak bóg, który decyduje, kto jest dobry, a kto zły. Ludzka pycha potrafi się rozpanoszyć... Na początku wydawało mi się, że robię to tylko dla własnej informacji, by wiedzieć z kim mam do czynienia (zamiast ufać intuicji, która właściwie od razu mówi wyraźnie, czy chcesz mieć coś wspólnego, z tym człowiekiem, czy też nie). Potem robiłam to chyba dla rozrywki. W końcu chciałam przestać, ale odtąd działo się to jakby poza mną. Niby kogoś lubisz, a go obgadujesz. Z samą sobą! W swojej głowie!

   Oczywiście, że najłatwiej jest kogoś ocenić. Nie potrzeba nawet do tego dogłębnej analizy. Wystarczy dopasować do osoby, czy sytuacji jeden z utartych stereotypów. Wtedy całą tę analizę i rozdrabnianie się mamy z głowy. ALE... Pomijając najoczywistsze "nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe"... jakby się tak zastanowić, na ile prawdziwe są nasze oceny, a ile koloruje nam wyobraźnia, to warto zdać sobie sprawę, że zatraca się tu wiarygodność. Bo domysły pozostają domysłami, nieważne, jak blisko jest się prawdy.


   Pamiętajmy, że każdy człowiek ma jakąś historię (uwierzcie, o większości zwyczajnych ludzi można by napisać całkiem interesujące książki). Każdy kiedyś cierpiał. Każdy ma uczucia, kogoś kochał, coś stracił, musiał podjąć trudną decyzję, wyjechał z daleka od domu, rozstał się, kogoś zranił, postąpił źle, ale teraz żałuje. W każdym człowieku jest wspólny mianownik, który łączy go z innymi ludźmi. Nie łudź się, nie są to rzeczy widoczne na pierwszy rzut oka. Nie dowiesz się rownież o nich podczas pierwszej, czy dziesiątej rozmowy. Czasem się to czuje, podobną wrażliwość i zawsze aktualne nadawanie na tych samych falach. Jednak jest całkiem dużo ludzi, z którymi nie doświadczysz tej konekcji, bo są skryci, albo bardzo weseli - maski są różne... Albo okoliczności nie sprzyjają bliższemu poznaniu się. Nie jest to jednak powód, by kategoryzowac taką osobę. KAŻDY MA UCZUCIA... Nie nam też przystoi oceniać innych. Drugi człowiek nie musi być taki jak ja (boże uchowaj), ani spełniać moich oczekiwań. Może być sobą i ma do tego prawo. Warto sobie z tego zdać sprawę.
*

   Ciągła praca nad sobą nadal zmusza mnie do analizy. Nie robię już jednak tego obserwując innych ludzi, lecz obserwuję siebie. Trudno jest przyjąć krytykę z zewnątrz, nikt nie lubi słuchać o tym, co robi źle. Jednakże przyznanie się samemu sobie do winy rownież do łatwych nie należy, bo oznacza to przełom. To początek długiego i żmudnego procesu zmian, które mają w nas nadejść.

   Nawet nie wiem kiedy to się stało, że zaczęłam przyjmować ludzi takimi, jacy są. Może nie zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami, bo na przykład irytuje mnie to, że się przechwalasz, ale w miejsce tego potrafisz mnie rozbawić, jak nikt inny! Tak, czy inaczej, przyjaźń to dla mnie DUŻE słowo i w ogóle wyjątkowe... Chcę powiedzieć, że zaczęłam się otwierać, przyjmować, zamiast odrzucać. Nie ma w tym wyrachowania - wręcz przeciwnie. To zjawisko samo przyszło, a ja zaakceptowałam je z przyjemnością. Wystarczyło połączyć otwartość z akceptacją. Przyjąć tego człowieka takim, jaki jest, a z zaistniałej sytuacji/relacji wycisnąć jak najwięcej (nie mylić z wykorzystywaniem). Przyjemność obcowania z drugim człowiekiem. To o to chodzi w relacjach. Każdy coś wnosi. Każdy może nas czegoś nauczyć. Każdy może nas zaskoczyć albo nam zaimponować!

   Kojarzycie film "Jestem na TAK" z Jim'em Carrey'em? Choć jest trochę prześmiewczy, to moim zdaniem prawdziwy i skrywa w sobie wielką prawdę życiową. Bądź na tak, a Twoje życie może się zmienić tak, jak nigdy byś się nie spodziewał!
   A jeśli trudno Ci zgadzać się na wszystko, to odpowiedz chociaż "dlaczego nie?" :)


Pozdrawiam serdecznie :)










Komentarze

Prześlij komentarz