Sałatka cezara

  Mój syn nie był dziś zachwycony po powrocie ze szkoły. Kiedy widzi sałatę na talerzu, dostaje drgawek i wykrzywia gębę w podkowę, po czym oświadcza doniośle, że  "on nie będzie tego jadł" i pyta czy ugotowałam coś dla niego. No, niedoczekanie! Jestem trochę takim typem kobiety, która lubi rozpieszczać domowników i nie ukrywam, że zdarzało mi się gotować różne dania dla poszczególnych członków rodziny. Nie zawsze jednak mam czas (i ochotę), żeby spędzać pół dnia w kuchni. Nie ukrywam też, że nie chcę zbyt rozpuszczać moich chłopców, tak, aby odświętne obiady nadal pozostały odświętnymi i aby zawsze potrafili oni je docenić. Dziś postanowiłam na tradycyjną potrawę, choć do dań polskich raczej ona nie należy. Każdy zna sałatkę cezara. Jak również mniemam, jest jej kilka wariacji, jednak ja postawiłam na klasykę. Miałam również do wykorzystania grzanki, zakupione w jakiejś śmiesznej promocji - zakup doprawdy nieprzemyślany... tak więc padło na powyższą sałatkę. Przepis poniżej:


SAŁATKA CEZARA (Ceasar Salad)



Proporcje dla dwóch osób:
  • podwójna pierś kurczaka
  • bekon - 2 cienkie plasterki - grillowany (mam na myśli bekon dostępny w UK; w Polsce kupiłabym po prostu chudy boczek pokrojony na plasterki, jak wędlinę)
  • sałata rzymska (romaine lettuce) 1 główka
  • grzanki (na zdjęciu gotowe, ale polecam zrobić samodzielnie - smak nieporównywalnie lepszy!)
  • przyprawy do kurczaka (wedle uznania, ale proponuję nie solić zbyt mocno - bekon wykona robotę!)
Sos:
  • mały lub średni ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
  • jedno żółtko jaja (surowe)
  • musztarda Dijon - 1 łyżeczka (ja użyłam stołowej)
  • starty parmezan - 1 łyżka
  • 1 filet anchovis (ja użyłam gotowej pasty z tubki)
  • 10 łyżek oliwy

Wykonanie: 
Bekon grillować na grillu elektrycznym, bądź upiec w piekarniku. Ewentualnie usmażyć na patelni - oczywiście bez dodatkowego tłuszczu. Na tłuszczu pozostałym z wysmażonego bekonu usmażyłam kurczaka,  którego uprzednio posypałam przyprawami (u mnie: eko-vegeta, pieprz cayenne, pieprz ziołowy i curry - proponuję nie solić za mocno). Co do rozdrabniania piersi - ja preferuję zostawić w miarę duże, ale nie za grube kawałki kurczaka i w większych kawałkach je smażyć. Dopiero gotowe i przestudzone kroić w paski, kostkę, czy jak tam sobie chcecie. Ok, kurczak usmażony. Jeśli samodzielnie robicie grzanki, to polecam chleb tostowy lub bułkę paryską pokroić w dość drobną kostkę i postarać się, by podpiekły się z każdej strony - na maśle oczywiście. Smak jest ważny! Tutaj zaznaczam jednak, że kaloryczność grzanek może ulec zmianie. Czas na sos: żółtko, musztardę, czosnek, rybkę i parmezan umieścić w misce. Miksować robotem, takim, jak do ciasta. Powoli dolewać powyższą ilość oliwy w sekwencji: łyżka oliwy - szybko mieszamy licząc przynajmniej do pięciu. I tak w kółko, dopóki nie zużyjemy podanej porcji oliwy. Ważne jest mieszanie energiczne, tak, by sos się nie zważył. Kto kiedyś robił majonez w domu, ten wie - procedura jest taka sama. Sos można doprawić solą i pieprzem. Ja nie uznałam tego za konieczne. Sałatę umyć, porwać, położyć na nią pokrojonego w paski kurczaka, bekon (też proponuję pokroić na kawałki), polać sosem i posypać grzankami. Podawać. 
  A teraz słów kilka o sosie. Przepis, z którego czerpałam, podaje połowę powyższej ilości oliwy. Dla mnie jednak nawet po dodaniu dodatkowych pięciu łyżek sos miał zbyt intensywny smak. Dlatego też do obiadu zużyłam tylko POŁOWĘ sosu, który tu zrobiłam. Spytacie, dlaczego nie podałam połowy składników? Nie wiem, co bym miała potem zrobić z połową surowego żółtka, albo połową ząbka czosnku. A sos, który mi pozostał mogę użyć na przykład do kanapek albo też wytrawnych naleśników. Pole do popisu jest tu większe. Czas na kaloryczność: Całość: sałatka plus połowa sosu to 836 kcal. Jedna porcja ma 418 kcal. Jeśli to dla kogoś zbyt dużo, nadal jest z czego "odchudzić" sałatkę. Proponuję nie dodawać bekonu (minus 60 kcal) i dodać połowę zalecanej porcji sosu (minus 115 kcal). Mimo to gwarantuję, że sałatka jest pyszna i sycąca.

  Co do postępów: poczytałam troszkę wczoraj. Dochodzę do wniosku, że warto pamiętać dlaczego robi się to, co się robi. Warto też wiedzieć, jak usprawnić cały proces. W związku z tym do mojej listy codziennych małych wyzwań dołączyły dwa kubki zielonej herbaty dziennie, co daje mi maksymalną ilość punktów do zdobycia w liczbie 19 na dzień. Nie wykluczam, że lista będzie się powiększać. Anyway, czy ktoś wie, jak odmówić sobie lodów...? Eh... dziś planuję dłuższe ćwiczenia. Planuję ćwiczyć przez godzinę. Oby, moi drodzy, oby... :) 



Komentarze