O tym, co ważne

  Dawniej istotą ludzką działały prymitywne popędy i instynkty, jak choćby instynkt przetrwania, czy potrzeba (zupełnie zrozumiała), żeby pozostać przy życiu. Kolejne to rozmnażanie i zapewnienie bezpieczeństwa rodzinie. Z czasem człowiek jako istota społeczna zaczął ewoluować i jego potrzeby zaczęły się zmieniać. Pojawiła się potrzeba posiadania, akceptacji, przynależności, potrzeba spełniania się w życiu, rozwoju. Warto wspomnieć również o potrzebach duchowych...
  Kiedy rozglądam się dokoła, dostrzegam jak daleko posunęła się owa ewolucja człowieka. I nie mam tu na myśli nauki na temat powstania świata a transformację, czy wręcz adaptację ludzi do zaistniałych warunków i potrzeb społecznych.

  Przyznaję, że daleko mi było do aktywnego udzielania się na portalach społecznościowych, szczególnie jeśli chodzi o nagminne dzielenie się życiem prywatnym, pstrykania i udostępniania fotek z dziubkiem, czy tego, co za chwilę znajdzie się w moich trzewiach (chociaż tego nie neguję i może nawet kiedyś zobaczycie zdjęcie mojego obiadu, zanim go zjem ;) ). Nie gonię ślepo za modą, nie jestem ze wszystkim na czasie i do teraz nie wiem co to "tinder". Nie jestem za bardzo na bierząco. Zauważyłam jednak, że świat pędzi do przodu, jak szalony, a jeśli szybko nie dosiądziesz się do tej karuzeli, to zostaniesz daleko w tyle, samotny i zapomniany.

   Zwróciłam też uwagę podczas oglądania polskiej telewizji, że prezenterzy, czy celebryci co chwilę wtrącają angielskie słówka lub frazy. Sama mieszkam z rodziną w Wielkiej Brytanii i tak, tutaj robimy to co chwilę, zastępujemy polskie słowa angielskimi, bo żyjemy w anglojęzycznej społeczności, więc czasem jest szybciej i łatwiej powiedzieć, że "mam appointment u GP", niż "mam umówioną wizytę do lekarza pierwszego kontaktu". Szczególnie kiedy w pracy, urzędach, restauracjach i tym podobnych przybytkach komunikujemy się w języku Szekspira, jest nam po prostu trudno w biegu znaleźć polskie słowa, czy wyrażenia. I choć ubolewam z tego powodu, to tak niestety jest. I łapię się na tym rozmawiając z rodzicami, kiedy muszę im powiedzieć, że "mieliśmy zabiegany dzień w pracy", a koleżance powiem, że "było 'busy'". No, to jest życie, scenki codzienności. Ale media? Kurczę, ludzie, język polski jest przepiękny i taki bogaty, nie boicie się, że odejdzie w zapomnienie? Nasi dziadkowie i pradziadkowie bili się za to, żeby nam dać tę wolność posługiwania się polską mową, a my z tej wolności nie korzystamy. Zaiste, dziwna jest natura człowieka. Spróbuj mu czegoś zabronić, to zrobi wszystko, żeby złamać zakaz. Daj mu coś ot tak, prosto do ręki, a popatrzy obojętnie, wzruszy ramionami i odejdzie.

   Zauważyłam również, że w dobie ogólnej dostępności internetu jesteśmy zasypywani ofertami i reklamami. Musisz mieć to, kup tamto, to jest teraz modne, swobodne, wygodne, wszyscy już to mają, tam byli, widzieli, sprawdzili. Musi być lepsze, większe/mniejsze, nowocześniejsze, ma błyszczeć i mieć dodatki. Mnóstwo dodatków! Ma być dobrej jakości i wygodne, świetnie leżeć i kosztować fortunę, bo to poświadczy o twoim statusie społecznym i poczujesz się lepiej na tle szarej, zlepionej masy zwyczajnych ludzi. Serio? Nie, no naprawdę? Słuchajcie, nie mówię tu o tym, żeby kupować ciuchy z jarmarku, które stracą kolor i fason po pierwszym praniu, do których gratis dodają obwarzanki na sznurku, a sprzęt rodem z PRL'u naprawiać i naprawiać, póki nie pójdzie z dymem i spali nam chałupę. Nie dajmy się zwariować. Każdy chyba lubi kupić sobie (lub jeszcze lepiej dostać ;) ) przedmiot dobrej jakości, ale to, że kupisz sobie auto za siedem tysięcy funtów, kiedy jednocześnie kasy ci wystarcza na wynajęcie pokoju na spółkę z kolegą, to masz problem, mój drogi. Owszem, pewnie się czujesz jak "panicz", kiedy inni z podziwem pogwizdują na Twoją nową "furę", a ty uśmiechasz się z cudownym poczuciem satysfakcji, że oto jesteś lepszy od nich. Ależ uwierz mi, nie jesteś. Nie jesteś ani lepszy, ani gorszy poprzez fakt posiadania "wypasionej bryki". Jesteś dokładnie taki sam, jak inni. To tylko przedmiot, a on jest tylko dodatkiem do ciebie, a nie częścią twego jestestwa. Nie potrzyma cię za rękę, kiedy będzie ci źle, ani nie zrobi herbaty, jak się rozchorujesz.
   Ludzie, kochani, dbajmy o tych, którzy są obok. Kolejna fota "kaczego dzióbka" nie podtrzyma twoich przyjaźni. Ale już wiadomość do dawno nie widzianej koleżanki, czy spotkanie na przysłowiową kawę - tak, i owszem. Podobnie zdjęcie nowego auta, czy prezentów (otrzymanych na urodziny/święta/rocznicę) publikowane na "fejsie". Tak, ja to trochę rozumiem, miło się pochwalić tym, czy owym. Ale dlaczego nie pochwalisz się jakimś dobrym uczynkiem, nie podzielisz swoją pasją (tym, którzy to robią kłaniam się w pas, podziwiam i oczywiście zazdroszczę uzdolnień)? Udostępnij zdjęcie z imprezy urodzinowej; zapamiętaj, że twoi bliscy świętowali ten dzień z tobą. To jest naprawdę ważne i wspaniałe!

   Jeszcze nie tak dawno temu, z okazji tego, że kończyłam pracę dużo wcześniej, niż obecnie, udawało nam się, wraz z mężem (wówczas jeszcze narzeczonym) regularnie uczęszczać na randki, co też czyniliśmy z wielką ochotą i zamiłowaniem. Dla nas był to wyjątkowy czas - choć zwykle mieliśmy limit czasowy, pomiędzy jedną godziną, a półtorej - kiedy byliśmy tylko we dwoje, poza domem, więc i poruszane tematy były "pozadomowe". Trzymaliśmy się za ręce, delektowaliśmy się ulubioną kawą, ogólnie klimat miły i przyjemny. W międzyczasie oddawaliśmy się również innej naszej ulubionej czynności, a mianowicie obserwowaniu ludzi przychodzących do kawiarni. Któregoś dnia naszą uwagę zwróciła para. Zamówili sobie kawę i usiedli przy stoliku obok. Wyjęli smartfony i, uwierzcie lub nie, nie padło między nimi ani jedno słowo. Posiedzieli tak w milczeniu około pół godziny, wypili swoje latte przesuwając palcem po ekranach, a następnie wyszli. Byliśmy w szoku! Później widzieliśmy jeszcze wiele takich par... Jak smutne to jest! I jak łatwo się w tym zatracić. W momencie, kiedy większość spraw możesz załatwić korzystając wyłącznie z telefonu, pokusa jest ogromna, by go w ogóle nie odkładać. Pomimo tej właśnie pokusy, apeluję: ODŁÓŻ TELEFON. I powtórzę, że to ludzie są ważni. Dobre małżeństwo nie jest przydzielone każdemu. Trzeba o nie dbać. Podobnie przyjaźnie... inicjatywa jest jak najbardziej na miejscu. Rodzice nie będą żyć wiecznie, a dzieci niedługo dorosną. Sam zdecyduj co jest w życiu ważne i temu poświęcaj swój czas. On bardzo szybko ucieka... :)






Komentarze

  1. a moze by tak wrocic do kraju, spedzic czas ze znajomymi i rodzina (no chyba ze wiekszosc jest w UK). Moze czas zmienic prace zeby miec wiecej czasu dla meza? Co do kawiarni - posiedzieli bo moze mieli ku temu powod? moze jeszcze wczoraj albo o poranku sie przytulali rozmawiali przy sniadaniu... takie tam zbyt pochopnie wyciagane wnioski, kazdy widzi to co chce zobaczyc.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, że kiedy przeczytałam Twój komentarz po raz pierwszy, zirytowałam się i pomyślałam, że nie jest na temat. Ale potem pomyślałam, że jednak masz rację. Było o tym co ważne, a co może być ważniejszego, niż rodzina? Niemniej jednak decyzja o powrocie do Polski do najłatwiejszych nie należy, choć to nasze największe marzenie. Co do pracy, by mieć więcej czasu dla męża - w tej kwestii tragedii nie ma (a niedawno jeszcze była). Zaś ludzie z kawiarni, to tylko jeden konkretny przykład, najbardziej dosadny, ale takich ludzi widuję mnóstwo. I oczywiście nie wiem jakie motywy nimi kierowały, może mieli zły dzień lub się pokłócili i nie mieli ochoty na rozmowę. Bardziej jednak chciałam nakreślić niepokojące zjawisko, które oblega świat, jak zaraza. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. ...hmm,zmienic prace,wrocic do kraju,bardzo latwo powiedziec,trudo,ale to bardzo trudno zrobic.
    Nie mowie tu o braku chceci,ale jest to mega przedsiewziecie.Dla osob mieszkajacych 10 lat w UK i zyjacych na normalnym pozimie,nagle wrocic do Polski,bez pracy,bez mieszkania,porazka,mega porazka
    To tez Moje marzenie wrocic do Polski,domek jednorodzinny na Mazurach,achhh czad i chce to zrobic nie tylko dla Siebie ,ale przedewszytkim dla mojej rodziny ,chce zeby dzieciaki wychowywaly sie w POLSCE!!!
    Mam nadzieje ,ze to sie stanie w przyszlym roku:)
    Teraz czekam tylko jak przyjdzie na swiat Moja LILY:):)

    G_Rulez

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie brakuje ludzi, którzy zawinęli swój dobytek i wrócili do Polski. Mieli plan, który nie wypalił i wracali z powrotem do Anglii. Można i nawet trzeba mieć plan awaryjny, ale skąd wiadomo, że i on nie spali na panewce? Ryzyko jest duże, w Polsce należałoby zaczynać od początku. A jeśli się nie uda, to później znów zaczynamy od zera w Anglii. Jeśli masz rodzinę, mam na myśli głównie dzieci, to z założenia nie chcesz im fundować takiej karuzeli życiowej. Ale za Polską tęsknię jak szalona, a w Anglii chyba nigdy nie poczuję się, jak w domu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Monia!jasne ze tak,trzeba miec plan awaryjny i kazdy plan laczy sie z ryzykiem,ale jak nie sprobujesz to nigduy sie nie dowiesz...sama wiesz doskaonale.Twoja przeprowadzka z Tunbrige Wells napewno wyszla Ci na dobre.
    a twoje slowa "a w Anglii chyba nigdy nie poczuje sie,jak w domu..."mowia same za siebie i nie trzeba tu zadnego komentarza.

    Trzymaj sie Monia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeprowadzka z Tunbridge Wells wyszła mi na dobre ale i tak tęsknię za tym miejscem :) Zostawiłam tam kilka bliskich mi osób! I o ile dla mnie godzina jazdy autem czy półtorej godziny drogi pociągiem to nie jest wielki problem, żeby odwiedzić znajomych czy przyjaciół, to dla innych czasem jest to spore utrudnienie. Tak, czy siak przeprowadzka do innego miasta to nic, w porównaniu z przeniesieniem się (i swojej rodziny) do innego kraju... :)

      Ps. Nadal nie rozgryzłam kim jesteś :P :)

      Usuń
  6. Człowieku, ja zmieniałam pracę z 15 razy w moim życiu 😀😁😂 no to gdzie pracowaliśmy razem? ☺

    OdpowiedzUsuń
  7. hehe,dobrze jest jak jest,liczy sie ,ze mam do Ciebie ogromny szacunek i slabosc tez:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to bardzo mi miło :) Ale ciekawość i tak mnie zżera... Pozdrawiam :)

      Usuń

Prześlij komentarz