Bądź dla siebie najlepszym przyjacielem

   Dla większości ludzi przełom starego i nowego roku jest momentem zadumy oraz wewnętrznych rozliczeń z tego, czego dokonali (bądź nie) w ciągu minionych 365 dni. Moje urodziny wypadają dokładnie piątego dnia roku, więc tak jakby mam ten czas zadumy troszkę rozciągnięty w czasie, a wnioski się dublują. To znaczy podwajają swą objętość. I odpowiednio: jeśli schrzaniłam coś w poprzednim roku, to myślę sobie "ale schrzaniłam"... Pięć minut później pojawia się myśl: "o ja! mam już 34 lata i TAK SCHRZANIŁAM!" Dodatkowo w wyobraźni pojawia się kilka różnych wersji tej samej sytuacji, w której mogłam postąpić na wiele innych sposobów, ale wybrałam najgłupszy, najłatwiejszy lub najbardziej absurdalny (a przecież mam już 34 lata!). Każdą z nich analizuję i rozkładam na czynniki pierwsze oraz oczywiście zastanawiam się CO BY BYŁO, GDYBY... co, jak już wiemy do niczego nie prowadzi, a już na pewno do niczego dobrego (zwłaszcza, gdy ma się 34 lata!). No i, umówmy się, już w tym wieku, to nie wypada raczej być takim głuptasem, doprawdy.

    Ciut inaczej rzecz się ma, kiedy coś mi się naprawdę udało. Kiedy jestem z czegoś dumna. W myślach klepię się z aprobatą w plecy z trochę sztucznym uśmiechem na twarzy i dziwna jest to wizja, bo jestem jednocześnie klepiącą i klepaną. Rzucam szybko "dobra robota" i nigdy więcej nie wracamy do tego tematu. Ta klepana zawstydza się na chwilę, rumieni, bo przecież nie ma o czym mówić, no to po co chwalić (macha ręką w geście "oj, przestań")? To tak niezręcznie przyjmować komplement, nawet od siebie samej.

* * *

   Dlaczego jesteśmy wobec siebie tacy surowi? Oczekujemy od siebie więcej i więcej nie dając sobie nic w zamian. Zdziwieni, że powinniśmy coś z tego mieć? Nasz system od najmłodszych lat nam wpaja, że za dobre zachowanie lub spełnianie oczekiwać otrzymamy nagrodę. Jako dzieci otrzymujemy ciasteczko lub przytulasa od mamy, jako uczniowie ocenę od nauczycieli i aprobatę równieśników, a w dorosłym życiu wypłatę lub całusa (albo i coś więcej) od męża, czy żony.

   Sami wymagamy od siebie najwięcej, ale nagrody jakoś nie widać. Raczej nie ma się co spodziewać pomnika za zasługi we własnym gospodarstwie domowym, bądź odgłosów zachwytu na widok pięknie wypastowanej podłogi. I tak, droga pani domu (sorry panowie, ale nie słyszałam NIGDY o panu domu) musicie wziąć sprawy we własne ręce. Dziecku rączki nie uschną, jeśli zrobi sobie samo kanapki do szkoły (zakładając, że jest już w "samodzielnym" wieku - ale umówmy się, nasze dzieci są samodzielne wcześniej, niż nam się wydaje), a mężowi krzywda się nie stanie, jeśli użyje swych kończyn do wyprasowania sobie koszuli.

   Ciąży na nas presja nie tylko bycia perfekcyjną gospodynią, ale również żoną, matką, pracownikiem, kobietą, przyjaciółką, siostrą... Mamy być świetnie zorganizowane, zawsze na czas, piękne i wypielęgnowane, włosy prosto od fryzjera, a ciuszki z żurnala, szczupłe i wysportowane, znać się na najnowszych trendach, wiedzieć, co jest zdrowe i czy gluten naprawdę szkodzi, być zawsze uśmiechnięte, mieć zawsze czas dla dzieci tudzież żart w zanadrzu, by rozładować zły humor męża; być dyplomatką, która zażegna każde nieporozumienie, mieć cierpliwość dla niedoskonałości innych ludzi i każdy dzień witać z uśmiechem, bo tak zdrowo dla duszy; organizować przyjęcia i zarządzać życiem rodzinnym, mieć czas na kawę z koleżanką i wiedzieć, jaką książkę wypada teraz przeczytać, żeby nie cofnąć się literacko w rozwoju oraz co grają w kinach. Do tego oczywiście, że świetnie zarabiać i wyjeżdżać na wakacje na Bali, bo kto w ogóle jeszcze jeździ do Polski latem, zamiast na prawdziwe wakacje... Zapomniałam dodać, że przy tym ogromie obowiązków i oczekiwań społecznych MUSIMY przy okazji być szczęśliwe. Bo nasze nieszczęście odbija się negatywnie na życiu rodziny i na naszych dzieciach. Musimy być optymistkami za wszelką cenę, choćbyśmy miały się do tego szczęścia dokopywać łopatą...


    Pomijając tak oczywisty aspekt (o którym już kiedyś tu pisałam), jak relaks, chwila odpoczynku, czy sprawienie sobie przyjemności w ciągu pracowitego dnia bądź tygodnia, bądźmy po prostu dla siebie dobrzy i myślmy o sobie ciepło. Jeśli nie jesteśmy szczęśliwi w zaistniałej sytuacji, bo przerasta nas rzeczywistość, a obowiązki przytłaczają - przystańmy na chwilę i pomyślmy o sobie, jak o bliskim naszemu sercu przyjacielu, który znalazł się w podobnej sytuacji. Co byśmy mu powiedzieli? Jaką radę by od nas usłyszał? Czy otrzymałby wsparcie?

   Spójrz na siebie z miłością, tak jak patrzysz na dziecko lub kogoś innego, kogo kochasz. Widzisz jego udręczoną twarz i robisz wszystko, by rozjaśnić ją uśmiechem, To jest Twój cel. A teraz spójrz w lustro. Ty sam bądź dla siebie najlepszym przyjacielem. Nikt nie zna Cię lepiej. Nikt nie chce dla Ciebie lepiej. Nikt o Ciebie bardziej nie zadba, niż Ty sam/a.

   Ja bym powiedziała, że to jest w porządku, jeśli raz, czy dwa dzieci i mąż zjedzą na obiad odgrzane parówki. To jest w porządku, że wolisz poczytać książkę, niż umyć naczynia piętrzące się w zlewie. To jest w porządku mieć ochotę na ciastko i je zjeść. To jest w porządku wybrać spacer z rodziną zamiast odkurzenia domu. To jest OK, że nie znasz odpowiedzi na jakieś pytanie i nie słyszałaś o ostatnim filmie. To w porządku mieć gorszy dzień. To w porządku, że nie masz ochoty odebrać telefonu, kiedy dzwoni. To jest OK, że mąż już drugi dzień z rzędu widzi cię w dziurawych dresach i maseczce na twarzy. To jest w porządku, że wyślesz dzieci do ich pokoju, żeby w spokoju napić się z mężem kawy po obiedzie.

   Równowaga jest kluczem do sukcesu. I nikt nam nie powie, gdzie biegnie środek naszej drogi. Każdy sam go odnajduje i dla każdego leży on w innym miejscu. Nasz środek jest tam, gdzie jest nam dobrze.

   Nic, co ludzkie, nie jest nam obce. Nie jesteśmy maszynami zaprojektowanymi na życie. Każdy nasz dzień jest wypadkową wielu czynników i wierzcie, lub nie, tu NAPRAWDĘ WIELE ZALEŻY OD NAS SAMYCH. Ty masz wpływ na swoje życie, Ty wybierasz. To Ty decydujesz kim jesteś i jak się zachowasz. To Ty decydujesz, jak spędzasz swój czas. To Ty decydujesz o tym, w jakim miejscu życia teraz się znajdujesz i co z tym zrobisz. Uśmiechnij się do siebie. I zostań swoim najlepszym przyjacielem :)

Pozdrawiam serdecznie


fot. Monika Włoch




Komentarze